niedziela, 6 stycznia 2013

Zaczęło się

od oszczędności a skończyło na pasji. Chcąc trochę zaoszczędzić przy zakupie wełny poszperałam tu i ówdzie w internecie. W taki sposób natrafiłam na dziewczyny, które same przędą wełnę. 
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będzie to moją pasją, na której nie będę oszczędzała ;) W przędzeniu zafascynowało mnie samo przekształcenie włókna w nitkę. Czym prędzej zakupiłam pierwsze czesanki i wrzeciono Kromskich (było to w kwietniu 2011 roku). Pierwsze wełenki nie były wcale a wcale piękne ale były moje :) Opanowanie kręcenia wełenki na wrzecionie a właściwie załapanie o co właściwie w tym wszystkim chodzi ma swoje “ofiary” w 200 g czesanki. Następne nitki wychodziły już przyzwoicie, dlatego też postanowiłam zakupić swój ukochany kołowrotek Sonatę i większą ilość czesanek. I to było to co tygryski lubią najbardziej. Z kółkiem zaprzyjaźniłam się bez problemu (oczywiście wcześniej naoglądałam się filmików o przędzeniu na kołowrotku). Taki stan rzeczy jest do dziś i mam podejrzenie, że nie skończy się nigdy.
Blog ten będzie o mojej pasji, czyli o przędzeniu oraz dalszej pracy z wykonanym przez siebie materiałem (włóczką). Postaram się również w tym miejscu opisać swoje subiektywne spostrzeżenia o pracy z danym włóknem. Oczywiście będzie też o dzierganiu i szydełkowaniu z włóczek sklepowych, od których nie stronię.
Pozdrawiam wszystkich czytających.