od oszczędności a skończyło na
pasji. Chcąc trochę zaoszczędzić przy zakupie wełny poszperałam tu i ówdzie w internecie. W
taki sposób natrafiłam na dziewczyny, które same przędą wełnę.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że
będzie to moją pasją, na której nie będę oszczędzała ;) W
przędzeniu zafascynowało mnie samo przekształcenie włókna w
nitkę. Czym prędzej zakupiłam pierwsze czesanki i wrzeciono
Kromskich (było to w kwietniu 2011 roku). Pierwsze wełenki nie były
wcale a wcale piękne ale były moje :) Opanowanie kręcenia wełenki
na wrzecionie a właściwie załapanie o co właściwie w tym
wszystkim chodzi ma swoje “ofiary” w 200 g czesanki. Następne
nitki wychodziły już przyzwoicie, dlatego też postanowiłam
zakupić swój ukochany kołowrotek Sonatę i większą ilość
czesanek. I to było to co tygryski lubią najbardziej. Z kółkiem
zaprzyjaźniłam się bez problemu (oczywiście wcześniej
naoglądałam się filmików o przędzeniu na kołowrotku). Taki stan
rzeczy jest do dziś i mam podejrzenie, że nie skończy się nigdy.
Blog ten będzie o mojej pasji, czyli o
przędzeniu oraz dalszej pracy z wykonanym przez siebie materiałem
(włóczką). Postaram się również w tym miejscu opisać swoje
subiektywne spostrzeżenia o pracy z danym włóknem. Oczywiście będzie też o dzierganiu i szydełkowaniu z włóczek sklepowych, od których nie stronię.
Pozdrawiam wszystkich czytających.